„Demokracja jest jak tramwaj, którym jedziesz do czasu, aż dojedziesz do swojego celu” (Recep Tayyip Erdogan)
„Demokracja na bruku, czyli zostań królem” to tytuł kolejnej książki autorstwa Marcina Masnego poświęconej wyzwaniom ogarniającego nasze czasy powszechnego kryzysu. Tym razem autor skupił się na jednym z najbardziej uświęconych i zarazem zafałszowanych pojęć służących do uzasadniania systemu panującego na szeroko pojętym Zachodzie. Jest nim demokracja jaka wyłoniła się pod koniec XVIII wieku. Poza nazwą system ten różni się od swojej greckiej poprzedniczki w sposób zasadniczy. Tamta była demokracją bezpośrednią, podczas gdy w jej współczesnej – przedstawicielskiej odmianie lud może wypowiadać się tylko raz na kilka lat poprzez postawienie krzyżyka na karcie do głosowania.
Kolejne szczeble i blokady zbudowane przez tych co sprawują rzeczywistą władzę sprawiają, iż choćby wybierani w ten sposób przedstawiciele są wcześniej starannie selekcjonowani, a gdy przejdą wyborcze sito, wtedy ich władza jest ściśle limitowana i kontrolowana. Jedną z przyczyn dla których przyjmujemy taki system za oczywisty jest wielokrotnie większa niż w greckich miastach-państwach liczba ludności jaka żyje w ich współczesnych odpowiednikach. Jednak Masny celnie wskazuje, iż prawdziwym motywem jaki przyświecał twórcom systemu było przekonanie, iż zwykli poddani, których dla zachowania pozorów nazwano obywatelami, nie są wystarczająco dojrzali by brać udział w sprawowaniu rzeczywistej władzy. Na dowód tego przytacza wypowiedzi twórców tego systemu. Pierwszym jest „bezbożny” ksiądz Emmanuel – Joseph Sieyes, który w czasach rewolucji francuskiej stwierdził wprost: „Francja nie powinna być demokracją (w starym znaczeniu), ale rządem przedstawicielskim. Wybór pomiędzy tymi dwiema metodami stanowienia prawa nie budzi wśród nas wątpliwości. Po pierwsze zdecydowana większość naszych współobywateli nie ma ani wystarczającego wykształcenia, ani wystarczająco dużo wolnego czasu, aby chcieć zajmować się bezpośrednio prawami, które powinny obowiązywać we Francji…”
Kropkę nad i postawił 30 lat później Benjamin Constant pisząc: „Biedni ludzie zajmują się swoimi sprawami; bogaci zatrudniają rządców”. Inną istotną postacią wymienioną w tym kontekście był Thomas Paine, Anglik zaangażowany w tworzenie ustroju Stanów Zjednoczonych, a potem aktywny w rewolucyjnej Francji. Kolejnym czynnikiem istotnie różniącym współczesną demokrację od greckiego oryginału jest to czego zdaniem Masnego nie przewidział Arystoteles, a mianowicie sytuacja, w której oligarchia udaje demokrację. Choć należałoby dodać, iż Stagiryta opisywał w „Polityce” wariant gdy „oligarchowie uprawiają demagogię w stosunku do ludu; przykładem Larysa, gdzie tzw. strażnicy obywateli schlebiali ludowi, ponieważ ich wybierał.” W czasach porewolucyjnych jak słusznie zauważa autor ta sytuacja ma miejsce od samego początku, głównie za sprawą tajnych stowarzyszeń, wśród których na czoło wybija się masoneria oraz plutokracji dokonujących selekcji tych, którzy na wybór do widocznego segmentu władzy mają szanse.
Masny opisuje też historyczne przemiany w samym centrum elity władzy. Początkowo byli to głównie biali protestanci, rasiści dzielący świat na biały, cywilizowany Zachód i barbarzyńską resztę. Była to jeszcze pozbawiona misjonarskiego zapału demokracja liberalna starego typu. Jednak co bardziej przenikliwi obserwatorzy jak cytowany w książce Alexis de Tocqueville już wtedy przewidywali, że: „Niezależnie od praw politycznych rządzących ludźmi w stuleciach równości, możemy przewidzieć, iż wiara w opinię wspólną stanie się rodzajem religii, której większość będzie prorokiem.” Przyśpieszenie tego procesu miało miejsce na początku XX wieku, kiedy doszło do utworzenia kolejnego filaru systemu jakim był kartel zwany przewrotnie Rezerwą Federalną, a następnie za sprawą prezydenta Woodrow’a Wilsona, który wciągnięcie USA do wojny uzasadniał misją jaka spoczywa na dobrej, demokratycznej Ameryce i polega na wyzwoleniu Europy od złej autokracji symbolizowanej przez złe bo cesarskie Niemcy. Do postulatów politycznych doszły następnie idące coraz dalej teorie filozoficzne głoszone przez Johna Deweya, szkołę frankfurcką i ich ideowych sojuszników, którzy oprócz coraz bardziej agresywnego działania na rzecz demoralizacji owładnięci byli dziedziczoną po żydowskich przodkach nienawiścią do chrześcijaństwa, islamu i „fascynacją instynktami”. I wreszcie pojawiła się kolejna ważna mutacja demokratycznego pierwowzoru jaką jest „demokracja ekspercka”, której tragicznych skutków doświadczyliśmy niedawno w czasie tzw. pandemii. Tu od razu nasuwa się temat – zadanie do wykonania jakim jest analiza roli instytucjonalnej nauki jako kolejnego bożka i podpory systemu.
Demokracja jest w tej chwili w kryzysie, na co wpływ ma także opisywany w innej książce Masnego kryzys finansowy, którego najważniejszymi przejawami są gigantyczna podaż pieniądza bez pokrycia i równie gigantyczny dług hegemona systemu, jakim były, a może jeszcze są USA. Również US Army nie jest już w stanie wymuszać akceptacji papierów drukowanych w Ameryce jako wiarygodnego środka płatniczego. Od siebie dodam w tym miejscu, iż znakomitą metaforę opartego na takich wartościach sytemu stworzył w swoim arcydziele „Podróż do kresu nocy” Louis – Ferdinanda Céline’a w scenie, gdy amerykańska tancerka Lola brutalnie kończy znajomość z głównym bohaterem, trzymając w jednym ręku 50 dolarowy banknot, a w drugim pistolet.
Bez hegemonii finansowej i militarnej Zachodowi coraz trudniej narzucić także supremację ideologiczną na zewnątrz, ale i wewnątrz. I właśnie ta ostatnia sytuacja stanowi punkt wyjścia do najważniejszej części rozważań autora. Zastanawia się on w niej, kto po upadku demokracji zgodnie z cyklem opisanym już przez Arystotelesa sięgnie po władzę tyrańską czy może w wersji łagodniejszej autorytarną. Jego zdaniem próba zaprowadzenia tyranii przez rządzącą oligarchię w skali globalnej pod pozorem walki z groźnym wirusem poniosła porażkę na skutek oporu biznesu, rządów i części społeczeństw. Kolejne tworzone sztucznie preteksty to klimatyzm i wojna, ale po wyborach w USA nie ma już szans na ich globalne wykorzystanie, może jednak dojść do stworzenia lokalnej, np. „zielonej” lub wojennej tyranii na obszarze Unii Europejskiej.
Zgodnie z przytoczoną jako motto za Stanisławem Bieleniem wypowiedzią prezydenta Turcji aktualne jest pytanie: kto pierwszy przestanie bawić się w demokrację i wprowadzi mniej lub bardziej jawny autorytaryzm, cezaryzm, tyranię, lub może cudem monarchię? Zdaniem Masnego może to być albo jakiś odłam oligarchii albo tzw. populiści czyli mniej lub bardziej zbuntowane elementy systemu. W Polsce prawdopodobny wydaje się albo pełzający autorytaryzm rozpoczęty już za poprzednich rządów, a na obecnym etapie zwany „demokracją walczącą”, łamiący coraz bardziej jawnie konstytucję bez jej formalnego obalenia albo co mniej prawdopodobne silny człowiek, który niczym Napoleon III we Francji lub Piłsudski po 1926 r. doprowadzi do zmiany ustawy zasadniczej i odwoła się np. do tradycji konstytucji kwietniowej z silnym prezydentem oraz mającymi jedynie rytualne znaczenie wyborami. Jednak jak pisze Masny polskie elity nie mają w tej chwili świadomości w jak przełomowym momencie historii się znajdują, stąd o formie nowego ustroju i o wyborze autokraty lub grupy sprawującej władzę zadecyduje prawdopodobnie któraś z obcych ambasad. Przypomina to trochę sytuację w Rosji po upadku caratu, ale bez Lenina i bolszewików. Masny zdaje się sugerować: to nie demokracja jak głosi tytuł książki, ale władza jest na bruku i czeka na tego, kto się zdecyduje i odważy ją podnieść. Oby był to król, a nie tyran.
Dlaczego jednak nie uczyni tego lud i nie doprowadzi do demokracji prawdziwej? Po pierwsze jest to rzeczywiście technicznie trudne. Przypadek Szwajcarii, któremu autor poświęca sporo miejsca jest z wielu powodów wyjątkowy. Demokracja bezpośrednia budowała się tam przez setki lat i obejmowała mężczyzn będących głowami rodziny. Notabene warto dodać, iż wśród dwóch na 26 kantonów, które w 2021 r. głosowały przeciw terrorowi covidowemu jednym był właśnie ten, w którym aż do roku 1991 decyzje podejmowali jedynie mężczyźni zgromadzeni na rynku. Kantony to małe społeczności, gdzie wszyscy znają się od pokoleń, a jednak i tam trwa proces odchodzenia od starodawnych i sprawdzonych wzorców na skutek stałego nacisku globalistycznych elit sterujących ku integracji z biurokratycznym molochem jakim jest UE.
Przyczyny tego mają głębszy i szerszy charakter. Dlatego Masny konsekwentnie dużo miejsca poświęca zmianom jakie zaszły w całej cywilizacji i dotknęły ogółu społeczeństw zachodnich. Wpisuje się tu w szeroki i istotny kierunek myślenia mówiący o cykliczności historii, zresztą w dużym stopniu należał do niego także Arystoteles. Znamienne jest przywołanie arabskiego klasyka Ibn Chalduna, autora teorii assabiji, która z grubsza tłumaczy upadki wszystkich cywilizacji, w których ludzie popadają w hedonizm i egoizm. Na ich miejsce przyjść mogą albo jak pisał arabski myśliciel pustynne plemiona, które nie straciły poczucia solidarności i zdrowych instynktów albo mniej od mieszkańców metropolii zdemoralizowani współcześni odpowiednicy dawnych Germanów z państw muzułmańskich albo spotka nas los biblijnej Sodomy.
Podstawą odrodzenia, ale i autentycznej bo bezpośredniej demokracji w małej skali powinno być odrodzenie religijne albo przynajmniej ustanowienie „wspólnego systemu moralnego”, powrót małych i średnich wspólnot gdzie możliwe byłoby demokratyczne, ale i świadome podejmowanie decyzji oraz wolność gospodarcza. Nad tak skonstruowanym światem mógłby panować niejako z oddali autokrata lub król nie mający jednak wielkiego wpływu na codzienne życie mieszkańców. I znowu nasuwa się „przypis”, tym razem w postaci wyników badań wybitnego polskiego socjologa profesora Stefana Nowaka, które ujawniły jeszcze w latach 1970 istnienie w Polsce zjawiska próżni socjologicznej, którym to terminem socjolog nazwał występujący w polskim społeczeństwie brak identyfikacji grupowej na poziomie pośrednim pomiędzy z jednej strony grupą pierwotną jaką jest rodzina, a szeroko i dosyć mgliście rozumianym narodem z drugiej.
W zasadniczych zrębach propozycja Masnego to wizja cywilizacji jaka istniała w Europie przez ponad 1000 lat po upadku cesarstwa rzymskiego. Powrót do niej dlatego wydaje się tak mało prawdopodobny, gdyż jego zdaniem konserwatyści i inni przeciwnicy status quo utracili pamięć tamtych czasów i o ile głoszą jakąś formę powrotu do przeszłości, to jest to jedynie powrót do poprzednich wersji systemu, który dominuje obecnie. Na więcej brak wyobraźni, wiedzy i odwagi. W Polsce przykładem tego jest choćby nostalgia za czasami późnego PRL, które kojarzą się nam z dobrą muzyką i zgrabnymi dziewczynami w mini spódniczkach. Od siebie dodałbym może polemicznie, iż takim kulawym rozwiązaniem jest apologia kapitalizmu w wersji XIX wiecznej.
Masny znacznie więcej miejsca poświęca Arystotelesowi niż Platonowi, ale warto pamiętać, iż to ten drugi bardziej zdecydowanie wskazał na wpływ technologii na człowieka w swojej mitycznej opowieści o królu Tamuzie i bogu Teucie, w której wskazał na to, iż choćby najwspanialsze wynalazki jak np. pismo mogą być zarówno lekarstwem jak i trucizną. Nie sposób nie wspomnieć w tym kontekście całej twórczości Neila Postmana, Jacquesa Ellula, współcześnie w Polsce Jana Białka i wielu innych myślicieli łącznie z neurobiologami, którzy wskazywali, iż technologia ma wpływ na to jakimi ludźmi jesteśmy. Tymczasem Masny pisze: „Postęp materialny przez tysiąclecia nie szkodził postępowi duchowemu i przez cały czas nie musi szkodzić. Nasi przodkowie sprzed stu, dwustu lat i pięciuset lat nie odrzucali wynalazków, nowych terapii, udogodnień komunikacyjnych i kanalizacji, ale byli zupełnie inni w sferze duchowej, a nade wszystko mieli rozwiniętą władzę duchową zwaną wolą, co dzisiaj jest rzadkością.” Jednak każda podróż tramwajem i widok młodzieży wpatrzonej w ekraniki telefonów utwierdza mnie w przekonaniu, iż to diagnoza zbyt pochopna. Nasz stosunek do wynalazków, wszelkiego rodzaju nowości bywał w dziejach zupełnie inny i sam przymiotnik nowy miał często pejoratywne znaczenie nie tylko w odniesieniu do nuworyszów.
Dzisiaj zwrot „nowa technologia” jest takim samym, a może choćby mocniej ugruntowanym fetyszem niż demokracja. Wiąże się to zresztą z inną świętością o nazwie wzrost gospodarczy, która wymaga wyrzucania rzeczy starych, a najlepiej od razu produkowania nowych i nietrwałych. Nie przypadkiem najbardziej stabilną i konsekwentnie „antysystemową” wspólnotę tworzą stroniący od nowoczesnych technologii Amisze. interesujące i chyba słuszne jest natomiast prezentowane przez Masnego spojrzenie na psychologiczną funkcję współczesnej demokracji jako rytuału dającego ludowi poczucie sprawczości i wpływu na rzeczywistość. Jego brak w świecie gdzie nie trzeba się wysilać by zaspokoić podstawowe potrzeby Teodor Kaczyński w swoim manifeście uznał za jedną z praprzyczyn autodestrukcyjnego „kompleksu lewactwa” i nienawiści lewaków do wszystkiego co udane, piękne lub spełnione. Wybitny niemiecki antropolog Arnold Gehlen widział w tym jedno ze źródeł zjawiska, które określił jako hipertrofię moralności, a przejawiającego się m.in. w tym, iż współcześni ludzie wyładowują niespełnione instynkty w pełnym agresji obrzucaniu się pseudomoralnymi oskarżeniami, w wyszukiwaniu grup rzekomo pokrzywdzonych, w tropieniu „mowy nienawiści” itp. ekwiwalentach polowania z nagonką lub walki na cepy.
Powrót do naturalnych wzorców cywilizacyjnych skłaniających do „trudu, wyrzeczeń, wręcz ascezy” i odrodzenie tego co za „sowieckim” myślicielem Lwem Gumilowem Masny nazywa „bezinteresowną namiętnością” do wspólnego działania jego zdaniem najpewniej wymusi na ludziach koniec „sztucznie wytworzonego komfortu i powszechnej gnuśności”. Czy jednak pozwolą na to władcy technologii umożliwiających dzisiaj bez trudu zaspokoić wszystkie podstawowe potrzeby lub wmówić, iż są one zaspokojone i zniechęcić do jakiegokolwiek owocnego wysiłku?
Ogromną zaletą książki Marcina Masnego jest odważne stawianie ważnych czy wręcz zasadniczych pytań dotyczących współczesnej polityki w szerokim kontekście historycznym i przede wszystkim cywilizacyjnym. Książka skrzy się jak zawsze u tego autora autentyczną erudycją i błyskotliwością hipotez skłaniających do samodzielnej weryfikacji. Ja pod jej wpływem wróciłem po latach do „Polityki” Arystotelesa i po raz kolejny przekonałem się, iż choć kształt świata się zmienił, to wiele obserwacji sprzed ponad dwu tysięcy lat pozostaje aktualnych. Huxley, Orwell i nasz Witkacy uchodzą za wizjonerów czy proroków choć w ich czasach nadchodzące „nowe” było już nie tak trudne do odkrycia. Co więc sądzić o następującym fragmencie sprzed 2400 lat:
„Wiele zastosowanych tu zasad rządzenia miał zaprowadzić Periander z Koryntu, ale wiele tego rodzaju reguł można też przejąć z perskiego sposobu rządzenia. (…) polegają one na tym, iż się ludzi wybitnych nie dopuszcza do steru, a ambitnych niszczy, iż się ich nie dopuszcza do stowarzyszeń organizujących wspólne biesiady, ani do ugrupowań politycznych, ani do głębszego wykształcenia, ani też niczego podobnego, ale stara się zabezpieczyć przede wszystkim, co stwarza wzajemne zaufanie: ani następnie nie pozwala na tworzenie zrzeszeń ani też na urządzanie wspólnych zebrań towarzyskich, a czyni to wszystko, by wszyscy jak najmniej wzajemnie się znali (ponieważ poznanie podnosi wzajemne zaufanie). Z drugiej strony czuwa się nad tym, aby obywatele bawiący w mieście ciągle się pokazywali publicznie i u drzwi tyrana się zjawiali, bo w ten sposób najmniej dają się ukryć ich poczynania, a nadto w ciągłym służalstwie przywykają oni do obniżania lotu swoich myśli. Także i inne środki tego rodzaju, u Persów i barbarzyńców spotykane, znajdują zastosowanie u tyranów, bo wszystkie zmierzają do tego samego celu. Stara się też tyran o to, aby dochodziło do jego wiadomości wszystko, co mówi lub czyni ktokolwiek z jego poddanych. Do tego celu służą szpiedzy, jak w Syrakuzach, tzw. donosicielki, albo też „podsłuchiwacze”, których wysyłał Hieron, gdziekolwiek było jakieś zebranie towarzyskie i zgromadzenie. Z obawy bowiem przed takimi ludźmi obywatele mniejszą wykazują odwagę do wypowiadania się otwarcie, a jeżeli to czynią, niełatwo utrzymać to w tajemnicy. Należy też do sposobów rządzenia tyranów, iż się ludzi pobudza do wzajemnego oczerniania i do starć przyjaciół przeciw przyjaciołom, lud przeciw możnym, a bogatych jednych przeciw drugim, iż się poddanych zuboża, aby zdobyć środki na utrzymanie straży, a nadto by ludzie pochłonięci dzień w dzień zajęciami nie mieli czasu w knowania (…)
Tu należy też obciążenie podatkami, jak w Syrakuzach, gdzie zaistniał taki wypadek, iż za Dionizjosa w ciągu pięciu lat obywatele wpłacili cały majątek jako podatek. Tyran chętnie też podejmuje wojny, aby obywatele byli zatrudnieni i nieustannie potrzebowali wodza (…) Zjawiska towarzyszące skrajnej demokracji występują wszystkie również w tyranii, a więc i rządy kobiet w domach, by rozgłaszały poczynania swych mężów i z tej samej przyczyny rozluźnienie karności niewolników. Bo niewolnicy i kobiety nie knują spisków przeciwko tyranom, a iż im się dobrze powodzi, więc muszą się życzliwie odnosić i do tyranii i do demokracji. I lud bowiem chce być jedynowładcą. (…) Jest też cechą tyranów, iż nie znajdują upodobania w ludziach dostojnych i niezależnych. Bo tyran chciałby te cechy jedynie u siebie widzieć. (…) Do koła współbiesiadników i towarzyszy zajęć codziennych dopuszcza tyran raczej obcych niż obywateli, bo ci ostatni są w jego oczach wrogami. (…) Środki te można ująć z trzech punktów widzenia, bo i tyrania ma trzy rzeczy na celu: po pierwsze, aby poddani byli małoduszni, bo człowiek małoduszny nie uknuje spisku na nikogo, po wtóre aby szerzyć wzajemną nieufność, bo żadna tyrania nie upada wpierw, nim pewni ludzie nie nabiorą do siebie zaufania. Toteż tyrani zwalczają ludzi przyzwoitych, jako szkodliwych dla swojego panowania nie tylko dlatego, iż nie pozwalają rządzić sobą w sposób despotyczny, ale i dlatego, iż dochowują wiary i między sobą i w stosunku do innych i nie oskarżają ani siebie wzajemnie ani drugich. Po trzecie ma tyrania na celu utrzymanie niemocy do działania. Bo nikt się nie porwie na rzeczy niemożliwe, a więc i na obalanie tyranii, jeżeli brak mu sił do tego.”
O promowaniu rozwiązłości jako jeszcze jednym sposobie zapobiegania buntom, co w starożytności miał stosować Arystodemos tyran miasta Kume, pisałem na łamach Myśli Polskiej w artykule poświęconym reformom edukacji. Jak widać pomimo upływu tysiącleci natura ludzka i pomysły na manipulowanie nią nie zmieniły się. Jednak fakt, iż współcześni tyrani dysponują technologiami o jakich starożytnym się nie śniło, powinien wywoływać co najmniej refleksję, o ile nie stanowić powodu do bicia na alarm, choć książka Masnego zdominowana jest przez charakterystyczny dla niego chłodny sarkazm. Jej dodatkową zaletą jest wartka narracja i kieszonkowy format, który sprawia, iż można oddać się wciągającej lekturze choćby w środkach masowej komunikacji, zapominając o czającej się wokół realnej grozie.
Olaf Swolkień
PS..Tę i inne książki Marcina Masnego można nabyć kontaktując się z autorem za pośrednictwem strony: https://marcinmasny.pl/sklep/
Myśl Polska, nr 17-18 (27.04-4.05.2025)