It was here 5 years ago that the presidential tie took place: "The dirt is coming out, and Poland must be rebuilt"

natemat.pl 7 hours ago
W 2020 roku cała Polska usłyszała o gminie Mielnik na Podlasiu, kiedy to w wyborach prezydenckich padł tam remis: ówcześni kandydaci na najwyższy urząd w państwie, Andrzej Duda i Rafał Trzaskowski, zdobyli po 690 głosów. Pięć lat po tym zdarzeniu rozmawiamy z mieszkańcami gminy i pytamy o obecne nastroje przedwyborcze. – Dobrze, iż PiS dał na dzieci, ale teraz czas na zmiany – mówi nam jedna z mieszkanek.


Gmina Mielnik nad Bugiem położona jest w południowo-wschodniej części województwa podlaskiego. Od strony wschodniej graniczy bezpośrednio z Białorusią, co sprawia, iż odgrywa strategiczną rolę w regionie.

To właśnie tutaj znana pisarka Katarzyna Bonda osadziła akcję swojej debiutanckiej powieści "Sprawa Niny Frank".

Ale długo potem gminie tej rozgłos przyniosło coś jeszcze...

Poprzednia partia nas rozpieściła


Pięć lat temu, podczas ostatniej kampanii prezydenckiej w gminie Mielnik, doszło do wyjątkowego rozstrzygnięcia, które przyciągnęło uwagę mediów i opinii publicznej. W wyborczej dogrywce kandydaci: Rafał Trzaskowski i Andrzej Duda, zdobyli tu dokładnie tyle samo głosów – po 690.

Taki wyborczy remis należy do rzadkości. I symbolicznie oddaje głęboki podział polityczny.

Marcin Urbański, wójt gminy, wspomina tamten dzień jako bardzo szczególny, choć początkowo nic tego nie zapowiadało.

– Zaczął się jak zwykle, przyszliśmy do pracy. I nagle rozdzwoniły się telefony. Dzwoniły media z całej Polski – wspomina w rozmowie z naTemat.pl. – To było naprawdę duże zaskoczenie. jeżeli dobrze pamiętam, tylko cztery samorządy w kraju miały taki przypadek, żeby kandydaci otrzymali dokładnie taką samą ilość głosów.

Rzeczywiście, wyborczy remis albo bardzo zbliżona ilość głosów pojawiły się w jeszcze gminach Łubianka (woj. kujawsko-pomorskie), Zwierzyn (woj. lubuskie) oraz Srokowo ( woj. warmińsko-mazurskie).

Choć wynik zdziwił wszystkich, sama kampania – jak podkreśla Urbański – przebiegała spokojnie.

– Tak samo jak dziś, dominowały dwie główne partie. Chociaż w tej chwili rządząca partia, tak jak i wtedy, nie przejawiała większego zainteresowania takimi małymi gminami jak nasza. Spodziewałem się wówczas bardzo zbliżonego wyniku, zarówno dla prezydenta Dudy, jak i pana Trzaskowskiego. Ale nikt z nas się nie spodziewał, iż będzie to aż tak dokładny, co do joty, podział głosów – wspomina wójt.

I dodaje:


– w tej chwili można zauważyć więcej banerów pana Karola Nawrockiego niż pana Rafała Trzaskowskiego. Nie znam preferencji wyborczych młodych osób, więc trudno mi powiedzieć, czy głosy skupiają się głównie na tych dwóch liderach sondaży, czy może są bardziej rozproszone, na przykład na młodszych kandydatach, tak jak Sławomir Mentzen.

Wójt podkreśla, iż mimo różnic światopoglądowych i politycznych mieszkańcy gminy potrafią ze sobą współpracować.

Przyznaje, iż na razie przedwyborcze emocje są raczej stonowane, ale nie wie, jak długo to potrwa.

– Nie ukrywam, iż poprzednia partia rządząca trochę nas rozpieściła, jeżeli chodzi o różnego rodzaju dofinansowania. Szczególnie w czasie budowy zapory na granicy. Co prawda drogi zostały wtedy mocno rozjeżdżone (przez ciężki sprzęt – przyp.red.), ale jednocześnie pojawiły się środki finansowe.

I dorzuca:


– Może teraz emocje są niewielkie, ale prawdopodobnie się pojawią, jeżeli ponownie nastąpi stagnacja w naszym regionie. Najbardziej obawiam się, iż znów zostaniemy zepchnięci na margines, jeżeli chodzi o dofinansowania czy w ogóle o punkt widzenia władz: od szczebla wojewódzkiego, aż po centralny, w Warszawie.

Jak mówi dalej wójt, mieszkańcy też właśnie tego się najbardziej boją.

– Temat sytuacji na granicy powoli cichnie, a program Tarcza Wschód przez cały czas jest w powijakach. Tak naprawdę nie mamy pojęcia, co się z nim dalej stanie – przyznaje.

Na zmartwienia wójta nakłada się również głęboki kryzys demograficzny w gminie Mielnik.

Jak zaznacza, dzieje się to wszystko mimo dobrej infrastruktury żłobkowej i przedszkolnej.

Po prostu gmina się wyludnia.

– Zostają już tylko ci „z dziada pradziada”. Nie tylko w naszej gminie, ale w całym pasie przygranicznym, w powiatach: bielskim, siemiatyckim i hajnowskim, sytuacja wygląda bardzo niepokojąco. Niedawno widziałem mapę demograficzną, na której nasz region oznaczono jako „czarne punkty”: tereny o największym wyludnieniu. Z roku na rok mieszkańców ubywa, a liczba urodzeń jest bardzo niska.

Przyczyn tego stanu rzeczy upatruje m.in. w położeniu przy granicy z Białorusią i medialnych doniesieniach o kryzysie migracyjnym.

– To wszystko sprawia, iż ludzie boją się tutaj osiedlać. Choć, moim zdaniem, to właśnie teraz jesteśmy jednym z najbezpieczniejszych miejsc w kraju. A to dzięki obecności służb mundurowych – tłumaczy Urbański.

Na koniec, zapytany o to, czego można mu życzyć jako liderowi gminy, odpowiada bez wahania.

– Wytrwałości. I może sposobu na przyciągnięcie inwestora, który odmieniłby lokalną rzeczywistość. Takiego, który poprzez większą inwestycję mógłby pobudzić zainteresowanie tą okolicą. Chciałbym, żeby ludzie uwierzyli, iż warto tu zostać. Że to dobre miejsce, by spędzić życie, a przynajmniej wychować swoje dzieci.

"Dureń na Trzaskowskiego"


Właścicielka prężnego biznesu turystycznego w gminie Mielnik (imię i nazwisko do wiadomości redakcji) na początku rozmowy zastrzega, iż z nikim nie rozmawia o polityce. choćby z rodziną.

– To zawsze ciężki temat – uzasadnia. – Moi teściowie są bardzo zaangażowani politycznie. Zawsze próbują nas z mężem nakierować w swoją stronę, ale nie dajemy się. Ucinamy temat. Mamy swoje zdanie. Więc, żeby żyć w zgodzie, w ogóle tego tematu nie dotykamy. Wtedy najlepiej się żyje.

I dorzuca: – Każdy wie, jakie ma poglądy. Ale jak nie daj Boże ktoś coś zacznie, to momentalnie robi się gorąco. Tutaj w gminie większość to za PiS-em.

Pamięta natomiast dobrze słynny remis z wyborów prezydenckich w 2020 roku, kiedy Rafał Trzaskowski i Andrzej Duda dostali w gminie identyczną ilość głosów.

– adekwatnie mam jedną anegdotę z tamtego czasu – opowiada. – Mój teść jechał wtedy na pole. Telewizja była, robili wywiady i akurat go zatrzymali do rozmowy. A on bez ogródek mówi: Głosowaliśmy wszyscy tak samo, tylko mój syn dureń głosował na Trzaskowskiego. Ja się potem śmiałam z mężem: „Zobacz, jak ktoś zna twojego ojca, to już wie, na kogo ty głosowałeś”. I to choćby pokazali w Teleexpressie!

Sprowadziła się tutaj 13 lat temu. Przyjechała za mężem, który jest tu z "dziada pradziada".

– Prowadzę turystykę i kawiarnię. Kiedyś szło świetnie, ale najpierw był COVID, potem wojna. Ludzie się boją. choćby znajomi dzwonili i pytali, czy się nie boimy tu mieszkać. Mówili: „Jakbyście chcieli uciekać, to pomożemy”.

Ale ona nie chce nigdzie uciekać.

– Zostawię to wszystko i gdzie pójdę? Od nowa zaczynać? Nie wyobrażam sobie.

Jak mówi, dziś turyści przyjeżdżają głównie na chwilę. – Na rowerach, samochodami. Przyjdą, zobaczą i jadą dalej. Nocują tylko wtedy, gdy jest jakaś impreza, na przykład urodziny, zjazd rodzinny. Ale kawiarnię odwiedza sporo ludzi, głównie z okolic. Miejscowych mniej.

Martwi ją to samo co wójta: iż Mielnik dramatycznie się wyludnia.

Jej zdaniem dzieje się tak dlatego iż nie ma pracy dla młodych.

– Atrakcje w Mielniku mogłyby dawać miejsca pracy, na przykład ktoś sprzedawałby bilety, oprowadzał turystów – zauważa. – Ale większość rozrywek jest darmowa i samoobsługowa. Gmina nie ma z tego dochodu, bo nie ma ani opłat, ani podatków z działalności.

I ciągnie dalej: – Nie ma przewodników, nie ma obsługi. Turyści przychodzą, oglądają i odchodzą. A mieszkańcy? Muszą szukać pracy gdzie indziej. Nie każdy jest artystą, nie każdy potrafi pracować zdalnie. Większość ludzi chce po prostu stabilnego etatu – osiem godzin i do domu. A własnej działalności się boją. Ja pracuję dużo i nie narzekam, ale to naprawdę trzeba chcieć i mieć pomysł na siebie.

Jeździ często do miejscowości leżących przy samej granicy: do Niemirowa, Wilanowa, Koterki, gdzie prowadzi warsztaty z seniorami.

– Ludzie tam żyją spokojnie. Jest normalnie. Życie przez cały czas się toczy – zapewnia.

PiS dał na dzieci, ale teraz czas na zmiany


Mieszkanka gminy (imię i nazwisko do wiadomości redakcji) wypatruje z niecierpliwością dużego marketu w Mielniku. Podobno ma tu stanąć Dino, ale to nadal, jej zdaniem, to będzie za mało.

– Widziałam już dwie konkretne grupy turystów – przekonuje. – Może trochę mniej ludzi przyjeżdża po tej strzelaninie (chodzi o incydent z udziałem pijanego żołnierza w Nowy Rok – przyp. red). W końcu jesteśmy blisko granicy. Ogólnie czasy niepewne są. Jak wojna, to człowiek nie wie, co się może wydarzyć.

Czy się boi?


– Na początku się bałam – przyznaje. – Mam dwójkę dzieci. Różnie bywa, nie chciałabym, żeby wojna przeszła na naszą stronę. Nikt by nie chciał. Strach został po tym incydencie. Jak widzę duży sprzęt wojskowy, który jedzie do Niemirowa, to od razu człowiek ma ciśnienie.

Mieszkanka zauważa, iż ruch przy granicy zwiększył się ostatnio.

Jak mówi, dużym problemem gminy jest brak perspektyw. A emeryci na dodatek zabierają młodym miejsca pracy.

– Młodzi nie mają gdzie pracować, to potem odwalają cyrki, piją. Bo co mają robić? – mówi ze zrozumieniem.

Dodaje, iż jej syn, który ma dopiero 16 lat, już podjął decyzję o wyjeździe.

– Powiedział mi, iż nie chce zostać w Mielniku. Chce mieć większe perspektywy, wybrał szkołę informatyczną. Ma wszystko w głowie poukładane.

Nasza rozmówczyni dorabia sobie sprzątaniem.

– Jak wiele innych osób tutaj – podkreśla. – Nie mogę iść na umowę, bo nie mam opieki nad młodszym dzieckiem. Ale lubię to robić. Kiedyś choćby chciałam otworzyć firmę sprzątającą, tylko plany się pokrzyżowały.

Pięć lat po słynnym prezydenckim remisie nie wydarzyło się nic szczególnego.

– Gmina zamiera. Jest jeden Arhelan (polska sieć sklepów spożywczych – przyp. red.), kiedyś było więcej. choćby Panoramy już nie ma (kultowa restauracja – przyp. red. ). Została tylko ta Wczasowa, ale jak się tam wejdzie, to aż czuć zapach starej komuny. Od dziecka pamiętam, iż to była pijacka knajpa.

Zapewnia, iż mieszkańcy Mielnika potrafią trzymać się razem.

– Mam dobre relacje z sąsiadami. Ludzie pytają, interesują się, pomagają. Czuję, iż jesteśmy wspólnotą – mówi z przekonaniem.

Nie kryje jednak, iż z roku na rok w Mielniku coraz bardziej czuć pustkę.

– Mamy tu naprawdę piękne miejsca, Górę Rowską, Górę Zamkową… Okolica jest wyjątkowa. Ale wszystko zaczyna zamierać. Kiedyś było tu głośno, pełno ludzi, działo się. Dziś zostały tylko Muzyczne Dialogi nad Bugiem. A ludzie chcieliby czegoś nowego. Tylko, jak to mówią, wszystkim się nie dogodzi. choćby wójt nie spełni wszystkich oczekiwań.

Wspomina też o miejscu, w którym mieszka, i które nie wszyscy kojarzą z Mielnikiem.

– A wszystko przez to, iż jesteśmy trochę odizolowani, bo oddzieleni lasem, przez który trzeba przejechać. Czujemy się przez to trochę zapomniani. Na uboczu.

Pytamy, jakiej Polski chciałaby dla siebie i swoich dzieci.

– Na pewno lepszej niż teraz – odpowiada bez wahania. – Dużo się ostatnio słyszy o kradzieżach, przekrętach. Dobrze, iż są pieniądze na dzieci. Skorzystałam z bonu turystycznego, dostaję dwa razy po 800+. Uczę się jeszcze, dorabiam, więc bez tego byłoby ciężko. Tylko szkoda, iż niektórzy te pieniądze przepuszczają na głupoty, a potem dzieci w szkole mówią, iż nie mają na podstawowe rzeczy. Zasiłki rodzinne stoją w miejscu, jakby zaczarowane były. A mając 800+, można chociaż dziecko na wycieczkę szkolną wysłać.

Mieszkanka Mielnika zapewnia, iż choć nie lubi polityki, na wybory pójdzie.

– Oglądałam debatę, siedziałam do wpół do drugiej w nocy. Kłócą się wszyscy, kraj jest podzielony. Ale trzeba wybrać coś z myślą o dzieciach, nie tylko o sobie.

Na kogo zagłosuje?


Mniej nienawiści


Agnieszka Radź-Fiłoc pełni funkcję sołtyski wsi Mielnik pierwszą kadencję.

– Lubię pracować z ludźmi, chciałam spróbować swoich sił, zobaczyć, jak to wygląda od środka, trochę się sprawdzić – tłumaczy krótko swoją decyzję o zaangażowaniu się w lokalne sprawy.

Z dystansem podchodzi do rozmów o polityce. – Nie utożsamiam się z żadną partią, do nikogo nie należę. Nie interesuję się poglądami wyborców, to dla mnie sprawa prywatna – ucina temat.

Po chwili jednak opowiada więcej.

Jej zdaniem polityka nie wpływa na codzienne relacje między ludźmi.

– Przed wyborami żyje się nam tutaj tak samo jak zawsze. To bardzo indywidualna sprawa. Może gdzieś tam polityka trochę dzieli, ale bez żadnych większych zgrzytów. Jesteśmy małą społecznością, wszyscy się znamy. Rozmawiam z sąsiadami, ale nie o polityce.

Z uśmiechem wspomina wybory sprzed pięciu lat.

– To był szok. 690 do 690. Idealny remis.

Pytamy sołtyskę o przedwyborczą atmosferę.

– Banery wyborcze wiszą, choć nie jakoś tłumnie. Ulotek nie widziałam. Ale wszystko odbywa się kulturalnie. Niech każdy wybory przeżyje sam, w spokoju – odpowiada Agnieszka Radź-Fiłoc.

Sama nie bierze udziału w pracach komisji, ale zauważa, iż chętnych do tego nie brakuje.

– To dodatkowy dochód, ludzie chętnie się zgłaszają – mówi.

Zapytana, jakiej Polski chciałaby po wyborach, odpowiada krótko:


– Spokojnej. Żeby było mniej nienawiści, mniej zazdrości.

Read Entire Article