"Humanitarian aid from hell: Extermination of Palestinians disguised as aid Israel and America want to 'voluntarily' put the people of Gaza in something resembling a concentration camp"

grazynarebeca5.blogspot.com 11 hours ago

Autorstwa Tarika Cyrila Amara, historyka z Niemiec, pracującego na Uniwersytecie Koç w Stambule, na temat Rosji, Ukrainy i Europy Wschodniej, historii II wojny światowej, kulturowej zimnej wojny i polityki pamięci@tarikcyrilamartarikcyrilamar.substack.com
ZDJĘCIE ARCHIWALNE. Kuchnia charytatywna w obozie dla przesiedleńców w mieście Gaza, 21 maja 2025 r. © Majdi Fathi/Getty Images

Ludobójstwo w Gazie jest wyjątkowe. I to nie z jednego, ale z dwóch powodów.

Jak często zauważano, jest to pierwsze ludobójstwo w historii, które jest w istocie transmitowane na żywo. Żadne ludobójstwo nie zostało wcześniej popełnione na oczach świata. Po drugie, ludobójstwo w Gazie podważa i w efekcie niszczy cały porządek moralny i prawny – a przynajmniej długoletnie roszczenia do niego – w równie bezprecedensowy sposób.
Te dwie osobliwości są ze sobą powiązane: jedynym sposobem, w jaki świat jako całość mógł tolerować ludobójstwo w Gazie przez prawie trzy lata, było uparte lekceważenie fundamentalnych norm, zarówno pisanych, jak i niepisanych. Na przykład, prawie żadne państwo – z wyjątkiem Jemenu (de facto kontrolowanego przez ruch Ansar Allah lub Huti) – nie próbowało choćby wypełnić wiążących i jasnych zobowiązań wynikających z Konwencji ONZ w sprawie ludobójstwa z 1948 roku, a mianowicie „zapobiegania i karania” za zbrodnię ludobójstwa. Nikt, kto miałby taką możliwość – sam lub z innymi – ani na Bliskim Wschodzie, ani poza nim, nie przybył, by uratować palestyńskie ofiary ludobójstwa w Strefie Gazy w jedyny skuteczny sposób: powstrzymując izraelskich morderców masową siłą. Jednak ta niewielka, ale wciąż nieproporcjonalnie wpływowa część świata, nazywająca siebie Zachodem, przekroczyła granicę bierności. Dzieje się tak, ponieważ niezależnie od tego, czy Zachód jest cywilizacją ukształtowaną kiedyś przez chrześcijaństwo, czy nie, od dawna jego prawdziwym rdzeniem jest hipokryzja. A podczas ludobójstwa w Strefie Gazy, kompulsywna potrzeba Zachodu, by racjonalizować choćby najbardziej okrutne czyny, przekształcając je w akty cnoty, objęte „wartościami”, doprowadziła do nowego szczytu absolutnej perwersji moralnej i intelektualnej: Właśnie dlatego, iż Zachód nie tylko porzucił palestyńskie ofiary, ale aktywnie współuczestniczy w tym ludobójstwie wspólnie z Izraelem, jego elity – w polityce, kulturze, mediach, policji i sądownictwie – podejmują nieustanne, uparte wysiłki, by radykalnie zmienić nasze poczucie dobra i zła, od konkretnych norm prawnych po intuicyjne i powszechnie podzielane rozumienie granic, których nigdy nie wolno przekraczać. Na przykład prowadzenie tzw. „wojny”, zabijając lub raniąc – często okaleczając na całe życie – ponad 50 000 dzieci (stan na maj 2025 r.)? „Wojny”, w której otrzymujemy jedno po drugim wiarygodne świadectwo, iż wiele z tych dzieci jest celowo atakowanych, w tym przez operatorów dronów i snajperów? „Wojna”, w której głód, niedostatek opieki medycznej i promowanie epidemii były stosowane z jednakową rozwagą? Na Zachodzie mówi się nam, iż powinniśmy nazywać to „samoobroną”.

W istocie, wzywa się nas – delikatnie mówiąc, z wielkim naciskiem – do wiary, iż ta forma masowo morderczej, dzieciobójczej „samoobrony” jest czymś, z czego można być dumnym, choćby pośrednio: na przykład burmistrz Berlina, Kai Wegner – znany z tłumienia wszelkich przejawów oporu wobec izraelskiego ludobójstwa – właśnie oświadczył, iż ratusz przez cały czas będzie wywieszał flagę Izraela. W tym samym zepsutym duchu, establishment Zachodu wymierza kary – od brutalnych pobić przez policję, przez paraliżujące działania prawne, po sankcje międzynarodowe – nie sprawcom i wspólnikom ludobójstwa w Strefie Gazy, w Izraelu i gdzie indziej, ale tym, którzy stawiają mu opór w solidarności z palestyńskimi ofiarami. Protestujący, dziennikarze znający się na rzeczy, a choćby specjalny sprawozdawca ONZ są traktowani jak przestępcy, a choćby terroryści, za to, iż faktycznie sprzeciwiają się zbrodni ludobójstwa, tak jak – jak się wydaje, jeszcze wczoraj – wszyscy oficjalnie powinniśmy byli to robić. Ale „nigdy więcej” zostało zamienione na „zdecydowanie więcej, i tak długo, jak chcą mordercy, ponieważ są Izraelczykami i naszymi przyjaciółmi”. To właśnie w tym kontekście odwrócenia moralności, prawa i znaczenia, tak pełnego, iż nadużywane określenie „orwellowski” po raz pierwszy naprawdę ma zastosowanie, możemy zrozumieć, co dzieje się teraz z koncepcją działań „humanitarnych”. Zgodnie z definicją powrotu do korzeni w Encyklopedii Britannica, humanitarysta to „osoba, która pracuje na rzecz poprawy życia innych ludzi”, na przykład poprzez walkę z głodem na świecie. Ponieważ współczesny humanitaryzm ma już dwustuletnią historię, historycy, tacy jak Michael Barnett w swojej książce „Imperium ludzkości”, przedstawili bardziej złożone opisy. Krytycy od dawna potępiają ograniczenia, a choćby wady humanitaryzmu. Dla francuskiego socjologa Jeana Baudrillarda jest to to, co pozostaje, gdy bardziej optymistyczny humanizm zanika: rodzaj ponurej reakcji kryzysowej, znak, iż świat znów się pogorszył. W szczególności, w dekadach amerykańskiej pychy po zimnej wojnie – błędnie nazywanej „momentem jednobiegunowym” – humanitaryzm często sprzymierzał się z zachodnim imperializmem. Na przykład, w wojnie agresji na Irak, która rozpoczęła się w 2003 roku, organizacje humanitarne stały się sługami agresorów, najeźdźców i okupantów. Jednakże, niezależnie od tego, jaki pogląd na humanitaryzm popierasz, są rzeczy, które koncepcja ta uwzględnia jedynie w przypadku osób całkowicie szalonych i bezgranicznie złych, takich jak masakry głodujących cywilów i obozy koncentracyjne. A jednak w Strefie Gazy oba te zjawiska zostały nazwane humanitarnymi. Tak zwana Fundacja Humanitarna Gazy, podejrzana amerykańsko-izraelska organizacja, promuje program, w którym skąpe zapasy żywności są skutecznie wykorzystywane jako przynęta w śmiercionośnych pułapkach: Palestyńczycy celowo blokowani przez Izrael zostali zwabieni do czterech stref śmierci, udających punkty dystrybucji pomocy humanitarnej.


W ciągu ostatniego półtora miesiąca izraelskie siły zbrojne i zachodni najemnicy zabili co najmniej 789 ofiar – i ranili tysiące – w pobliżu tych szatańskich pułapek. Oczywiście, zabijanie nieuzbrojonych na taką skalę nie jest stratą uboczną, ale działaniem celowym. Do tej pory mordercze intencje stojące za tym planem zostały potwierdzone przez różne źródła, w tym izraelskie. Nic dziwnego, iż 170 prawdziwych organizacji humanitarnych i organizacji praw człowieka podpisało protest przeciwko tej pozornej pomocy i prawdziwemu planowi masowych mordów. A potem jest plan obozu koncentracyjnego: izraelscy przywódcy zepchnęli ocalałych mieszkańców Gazy – jednego z najgęściej zaludnionych miejsc na Ziemi jeszcze przed ludobójstwem – na obszar obejmujący zaledwie 20% zdewastowanej powierzchni Gazy. Ale to dla nich za mało: dążąc do tego, co wydaje się być ich wizją ostatecznego rozwiązania kwestii Gazy, przedstawili teraz swoim sojusznikom w USA nowy plan, a mianowicie zgromadzenie ocalałych na jeszcze mniejszym obszarze. Ten de facto obóz koncentracyjny reklamują jako „miasto humanitarne”. Stamtąd Palestyńczycy mieliby tylko dwie drogi ucieczki: śmierć albo opuszczenie Gazy. Minister obrony Izraela, Israel Katz, chce nam to wmówić jako „dobrowolne”. Ironią historii jest to, iż izraelscy ludobójcy rywalizują teraz nie tylko ze zbrodniami nazistów, ale także z horrendalnym nadużywaniem języka przez Niemców. Lokalizacja tej śmiercionośnej stacji tranzytowej, gdzie dochodziło do czystek etnicznych? Ruiny Rafah. Możecie pamiętać Rafah, niegdyś tętniące życiem miasto w południowej Gazie, jako miejsce, które zachodni sojusznicy Izraela udawali, iż próbują chronić, w pewnym sensie, przez jakiś czas. Te ostrzeżenia oczywiście nic nie znaczyły. Rafah została zrównana z ziemią, a teraz teren ten jest przeznaczony na obóz koncentracyjny, który miał położyć kres temu wszystkiemu. Projekt jest tak skandaliczny – ale cóż, taki jest zwyczajny modus operandi Izraela – iż choćby jego krytycy ledwo nadążają za jego zepsuciem. Philippe Lazzarini, szef UNRWA – organizacji zajmującej się dystrybucją pomocy humanitarnej, którą Izrael zamknął, realizując swoją strategię głodowania, zabijając prawie 400 lokalnych pracowników – zamieścił na portalu X wpis, w którym stwierdził, iż „miasto humanitarne” oznaczałoby drugą Nakbę i „stworzyłoby ogromne obozy koncentracyjne na granicy z Egiptem dla Palestyńczyków”.


Nakba to syjonistyczna czystka etniczna, przeplatana masakrami, której ofiarą padło około 750 000 Palestyńczyków w 1948 roku. Lazzarini myli się jednak, uważając, iż pierwsza Nakba w ogóle się skończyła: dla palestyńskich ofiar izraelskiej przemocy zapoczątkowała ona jedynie trwający proces kradzieży, apartheidu, a często i morderstw. Proces, który, jak przyznaje wielu międzynarodowych ekspertów, w tym wybitny historyk z Oksfordu Avi Shlaim, doprowadził do ludobójstwa. To nie jest druga Nakba, ale izraelska próba dokończenia pierwszej. Komentarz Lazzariniego, iż plan humanitarnego miasta zakładał utworzenie obozów koncentracyjnych na granicy z Egiptem, jest oczywiście również prawdziwy. Jednak cała Gaza od dawna jest tym, co (nawet w 2003 roku) izraelski socjolog Baruch Kimmerling nazwał „największym obozem koncentracyjnym w historii świata”. Nie chodzi tu o pedantyczność. Protest Lazzeriniego – jakkolwiek mile widziany – wciąż pomija fakt, iż to, co Izrael robi Palestyńczykom, tworzy nowe piekło w znacznie starszym piekle. Ale nie tylko Izrael. Zachód, jak zawsze, jest głęboko zaangażowany. Pomińmy fakt, iż międzywojenni syjoniści nauczyli się od władz Mandatu Brytyjskiego, jak wykorzystywać obozy koncentracyjne przeciwko Palestyńczykom, podobnie jak w przypadku innych metod brutalnego represji. Teraz również różne zachodnie osobistości i agencje zaangażowały się w izraelskie plany przesiedleń, które napędzają humanitarny plan miasta. Fundacja Tony'ego Blaira – w rzeczywistości komercyjna firma konsultingowa i handlująca wpływami, systematycznie pracująca dla ciemnej strony, gdziekolwiek dobrze płaci – oraz prestiżowa i potężna Boston Consulting Group zostały przyłapane na współudziale w planowaniu izraelskich czystek etnicznych. Za tym stoi deklarowana wola nie kogo innego, jak Donalda Trumpa, prezydenta USA, który od dawna jasno wyraża chęć odbudowy Gazy jako rozległego, olśniewającego Trumpistanu, bez Palestyńczyków. Od samego początku ludobójstwo w Strefie Gazy było brutalną zbrodnią i nieustanną próbą redefinicji tego, co dobre, a co złe, tak aby zbrodnia ta wydawała się konieczna, uzasadniona, a choćby uzasadniona okazja do zysku. Elity Zachodu – z nielicznymi wyjątkami – dołączyły do Izraela w tym absolutnym wypaczeniu fundamentalnej etyki i rozumu, nie mniej niż w masowych mordach. Jeśli zarówno Izrael, jak i Zachód nie zostaną w końcu powstrzymane, wykorzystają ludobójstwo w Strefie Gazy, aby zmienić znaczną część świata w piekło, gdzie wszystko, czego nauczyliśmy się nienawidzić w nazistach, stanie się nową normą.


Oświadczenia, poglądy i opinie wyrażone w tym felietonie są wyłącznie poglądami autora i niekoniecznie odzwierciedlają poglądy RT.



Przetlumaczono przez translator Google

zrodlo:https://www.rt.com/news/621519-palestine-aid-from-hell/

Read Entire Article