Three mistakes by Andrzej Duda. 1 – dramatic

pch24.pl 1 day ago

Dobiega końca w sumie dziesięcioletnia prezydentura Andrzeja Dudy. Mimo różnych potknięć i błędów nie można byłoby jej oceniać źle. Niestety, dwa lata temu prezydent podjął nieoczekiwanie decyzję brzemienną w fatalne konsekwencje.

Prezydent Andrzej Duda – piszę to z niemałym żalem – zawiódł wierzących wyborców, a przede wszystkim zawiódł Kościół katolicki. Owszem, wielokrotnie stawał w obronie naturalnego ładu, odrzucając lewicowe pomysły, które pojawiały się w przestrzeni publicznej. Niestety, trzy razy nie chciał albo nie potrafił przeciwstawić się złu, co w jednym wypadku przyniosło opłakane skutki. Mam głęboką nadzieję, iż jego sukcesor w Pałacu Prezydenckim da podczas swoich rządów wyraz niezłomnego przywiązania do wiary Kościoła.

Dziwna zmiana konstytucji

W 2015 roku II tura wyborów prezydenckich stawiała przed wierzącymi Polakami dość pozorny wybór. Bronisław Komorowski nie jawił się wprawdzie jako specjalnie gorliwy tęczowy rewolucjonista; był jednak eksponentem łże-konserwatyzmu Platformy Obywatelskiej. Dał zresztą tego dobitny wyraz, na krótko przed końcem swojej kadencji podpisując ustawę o in vitro, która pozwalała opłacać z budżetu państwa tę okropną procedurę, która wiąże się w nierozerwalny sposób z zamrażaniem ludzkich zarodków, a ostatecznie – z ich zabijaniem. Dlatego tak, jak pewnie większość katolickich wyborców, oddałem wówczas głos właśnie na kandydata PiS.

Początkowo nie było powodów do narzekań, oczywiście z perspektywy dbałości o moralność publiczną. Coś dziwnego stało się dopiero w 2019 roku. Wówczas prezydent ogłosił, iż chciałby wpisać do polskiej konstytucji przynależność do Unii Europejskiej i NATO. NATO to sojusz wojskowy i nasza w nim obecność ma swoje niewątpliwe zalety, choć czy trzeba to zapisywać w konstytucji – to osobna kwestia. Ale… Unia Europejska?! Przecież w 2015 roku było już dla wszystkich oczywiste, iż Bruksela dąży do jak najsilniejszego ograniczenia polskiej suwerenności i zaszczepienia nam całej rewolucyjnej, liberalnej agendy – od pozbawienia nas polskiej złotówki, przez narzucenie homoseksualnych pseudo-małżeństw aż po rozbuchany aborcjonizm. Jak odpowiedzialny, katolicki prezydent mógłby popierać wpisanie naszego członkostwa w tej organizacji do konstytucji, choć w oczywisty sposób osłabiłoby to naszą pozycję w negocjacjach z urzędnikami UE?

Na szczęście – nic z tego nie wyszło, nie znalazła się po temu odpowiednia większość, a temat żył w sumie dość krótko. Po latach można tę inicjatywę traktować bardziej jako propagandowy gest, obliczony na uciszenie tych wszystkich, którzy twierdzili, iż PiS lada chwila „wyprowadzi Polskę z UE”. Być może Andrzej Duda nigdy nie myślał poważnie o realizacji swojej propozycji, choć, przyznam, serce mi wówczas zadrżało…

Nieszczęśliwy projekt ustawy w sprawie aborcji

Również w 2020 roku wybór w II turze w gruncie rzeczy nie istniał. Pomimo kompromitacji ze sprawą Unii Europejskiej, Andrzej Duda jawił się jako nieporównywalnie lepszy kandydat niż skrajny lewicowy aktywista, Rafał Trzaskowski. Dlatego trzeba było zrobić to samo, co pięć lat wcześniej: poprzez Andrzeja Dudę, w nadziei, iż jako wierzący katolik będzie stał na straży cywilizacyjnego ładu.

Niestety, w tej drugiej kadencji prezydent poważnie zawiódł – i to dwukrotnie. Pierwszy wielki sprawdzian przyszedł po wyroku Trybunału Konstytucyjnego z października 2020 roku, który rozstrzygnął o niezgodności z konstytucją zabijania chorych dzieci. W obliczu szalonych czarnych protestów prezydent bronił wprawdzie decyzji Trybunału, ale zarazem… skierował do Sejmu ustawę, która wprowadziłaby możliwość zabijania dzieci w przypadku stwierdzenia u nich wad letalnych.

Gdyby została przyjęta, aborcjoniści mogli uśmiercać dzieci, o ile lekarze stwierdziliby, iż dziecko i tak by nie przeżyło. Teoretycznie rzecz miała wychodzić naprzeciw tym kobietom, które mogłyby ulec traumatyzacji słysząc, iż w ciąży stały się „trumnami” – takim językiem posługiwała się wówczas proaborcyjna kilka nadająca ton całej lewej stronie debaty. Życia jednak nie wolno odbierać – nigdy, w żadnej sytuacji, choćby o ile lekarze podejrzewają dziecko o śmiertelną chorobę. Tym więcej, iż te podejrzenia nie zawsze się sprawdzają. Zdarza się, iż dziecko, które miało urodzić się z ciężkimi wadami i za chwilę umrzeć – rodzi się zupełnie zdrowe.

Ustawą prezydenta ostatecznie w ogóle się nie zajęto i stąd jego propozycja nie weszła w życie. Dziś można powiedzieć, iż na tle znacznej części PiS Andrzej Duda i tak wykazał się „konserwatyzmem”: część działaczy partii Jarosława Kaczyńskiego twierdzi, iż wyrok Trybunału był błędem i należałoby przywrócić „kompromis” aborcyjny, który pozwalał swobodnie zabijać na przykład dzieci chore na zespół Downa. W 2023 roku to zresztą w podległym PiS resorcie zdrowia dotyczące uznania zagrożenia zdrowia psychicznego kobiety za przesłankę wystarczającą do zabicia dziecka, o czym wprost mówił ówczesny minister Adam Niedzielski.

Andrzej Duda nie chciał iść tak daleko, ale – tak czy inaczej – jego propozycja jesienią zmierzała do pogorszenia ochrony życia względem stanu wprowadzonego przez Trybunał. Domyślam się, co kierowało głową państwa: była to najpewniej chęć uspokojenia niezwykle rozbuchanych emocji części społeczeństwa. Problem w tym, iż emocje te rozgorzały tak bardzo, bo decyzja Trybunału zapadła bez odpowiedniego przygotowania opinii publicznej. Rolą prezydenta nie może być ochrona porządku publicznego, o ile ceną miałoby być życie choćby jednego obywateli, niechby i nienarodzonego i chorego.

Bioetyczna katastrofa

Prawdziwy dramat rozegrał się w 2023 roku, już po wyborach parlamentarnych, które wygrała nieszczęsna koalicja 13 grudnia. Sejmowa większość – z udziałem lewicowej frakcji PiS – przyjęła 29 listopada ustawę o finansowaniu in vitro z budżetu państwa.

Wydawało się oczywiste, iż Andrzej Duda – członek Kościoła katolickiego – nie podpisze tej ustawy. Jeszcze w 2015 roku krytykował Bronisława Komorowskiego za to, iż on in vitro wsparł.

Do prezydenta zresztą specjalny list wysłał arcybiskup Stanisław Gądecki, wówczas przewodniczący Konferencji Episkopatu Polski. W tekście metropolita Poznania bardzo jednoznacznie wyjaśnił, na czym polega zło metody in vitro. Przypomniał przede wszystkim o tym, iż metoda ta jest nierozerwalnie związana z zabijaniem ludzi – w postaci niszczenia embrionów. „W ramach metod, które pozornie mają służyć życiu, mamy do czynienia z zamierzoną selektywną aborcją” – pisał metropolita Poznania. Powoływał się zarówno na prawo naturalne, dostępną dziś wiedzę medyczną jak i nauczanie papieży, w tym Piusa XII i św. Jana Pawła II. Zwrócił też uwagę, iż ustawa parlamentu mówi o „leczeniu niepłodności”, choć in vitro zupełnie niczego nie leczy. Dlatego arcybiskup prosił prezydenta, by ustawę albo zawetował – albo skierował ją do Trybunału Konstytucyjnego.

Andrzej Duda nie zrobił ani jednego, ani drugiego. Ustawę po prostu podpisał… Zgodnie z nią minister zdrowia musi każdego roku przeznaczyć co najmniej 500 mln złotych z budżetu swojego resortu na „program polityki zdrowotnej leczenia niepłodności obejmujący procedury medycznie wspomaganej prokreacji, w tym zapłodnienie pozaustrojowe”.

Innymi słowy za sprawą prezydenta Andrzeja Dudy każdego roku pieniądze z naszych podatków są przeznaczane na to, by w laboratoriach tworzyć embriony, a następnie część z nich zamrażać, co oznacza odwleczoną w czasie śmierć stworzonych w ten sposób istot ludzkich.

Nie jestem w stanie stwierdzić, jakimi przesłankami kierował się w tej sprawie prezydent – praktykujący katolik, wezwany przez przewodniczącego Konferencji Episkopatu Polski do konkretnego działania, choćby do skierowania ustawy do Trybunału Konstytucyjnego. Zamiast postawić opór woli parlamentu, zdominowanego przez ludzi głęboko gardzących Polską, Kościołem i samym Panem Bogiem, Andrzej Duda na ustawę się zgodził. To jeden z największych dramatów ostatnich lat polskiej polityki.

Polska wierna Bogu?

Zmienić ten fatalny stan rzecz będzie mogła dopiero nowa większość parlamentarna, która może powstać na skutek upadku rządu Donalda Tuska albo po wyborach w 2027 roku. Pytanie tylko, czy kogokolwiek ta sprawa będzie jeszcze interesować. Niestety, w Polsce doszło do całkowicie irracjonalnej znieczulicy w sprawie in vitro. Środowiska konserwatywne w znacznej mierze dały sobie narzucić narrację lewicy, która traktuje sztuczne zapłodnienie jako normalną formę wspomagania prokreacji. Tymczasem nic, co wiąże się z zamrażaniem i niszczeniem embrionów, nie jest normalne. In vitro jest procedurą całkowicie niegodziwą – i nie można mieć co do tego żadnych wątpliwości, o czym przypominał abp Stanisław Gądecki idąc za papieżami, w tym Karolem Wojtyła.

Mam głęboką nadzieję, iż prezydentura Karola Nawrockiego będzie całkowicie wolna od mniejszych lub większych zdrad sprawy katolickiej. Z wymierzoną w Boży porządek rewolucją po prostu nie wolno kolaborować, w żaden sposób. Polska nie potrzebuje konstytucyjnego zagwarantowania swojej obecności w Unii Europejskiej; nie potrzebuje zabijania dzieci podejrzanych przez lekarzy o chorobę śmiertelną; a nade wszystko nie potrzebuje zamrażania ludzkich embrionów w majestacie prawa – i z publicznych pieniędzy.

Prezydent Karol Nawrocki jest zobowiązany przecież nie tylko do tego, by wiernie służyć Polakom – ale przede wszystkim do tego, by wiernie służyć Bogu. Dlatego w ślad za ks. Piotrem Skargą módlmy się, by nasza Ojczyzna, kierowana przez nowego prezydenta, była zawsze wierna Bogu, wolna od kłamstw, fałszywych kompromisów i obłudy „umiarkowanego katolicyzmu”.

Katolicyzm nigdy nie jest umiarkowany – albo jest Chrystusowy, albo nie ma go wcale.

Paweł Chmielewski

Read Entire Article