Herbert Kickl, lider Wolnościowej Partii Austrii (FPÖ), podczas swojego wystąpienia na konferencji CPAC 2025 w Budapeszcie wygłosił mowę, która stanowiła nie tyle przemówienie polityczne, co pełnoprawny manifest ideowy. Nie przemawiał jako lider partii, ale jako reprezentant ruchu oporu wobec globalizmu i biurokratycznego centralizmu, który – jego zdaniem – zdominował współczesną Europę.
Już na początku zaznaczył ton całego wystąpienia, odwołując się do wspólnoty zgromadzonych oraz podkreślając patriotyczną wspólnotę ponad granicami.
„Cześć, Węgry! Cześć, Budapeszcie! Szanowni goście, drodzy przyjaciele, ale przede wszystkim – dzielni patrioci z Europy i całego świata!”
Kickl podziękował gospodarzom za gościnność i wyraził szacunek wobec Węgier Wiktora Orbána oraz Polski, które – jak podkreślił – są przykładami państw, które stawiają opór narzucanej odgórnie unifikacji. W jego wystąpieniu Budapeszt nie był tylko miejscem spotkania, ale symbolem oporu.
Wchodząc w temat główny, Kickl nie wahał się sięgnąć po wyraziste porównania i odniesienia kulturowe. Przywołał motyw „Fight Clubu” – nie jako rozrywki, ale jako metafory politycznej rzeczywistości.
„Fight Club – brzmi jak tytuł filmu, jak serial na Netfliksie. Ale to nie jest fikcja. To nasza polityczna rzeczywistość. To świat, w którym żyjemy. A linie frontu są dziś całkowicie jasne.”
To porównanie miało siłę: sugerowało chaos, przemoc, ale też determinację. Przedstawił sytuację jako walkę bez reguł, gdzie przeciwnik – globalistyczne elity – działa z bezwzględnością i butą.
„Po jednej stronie – ciemna strona mocy: globaliści, w swojej ideologicznej ignorancji i arogancji. W pogardzie wobec siły i zuchwałości wobec narodów. A po drugiej stronie jesteśmy my: patrioci, obrońcy naszych domów, wolności, tradycji, prawdy – razem z naszymi narodami.”
Ta opozycja – prosta, binarna – była osią całego wystąpienia. Dla Kickla nie istniała szarość – był tylko konflikt cywilizacyjny, który należało wygrać.
Kickl przedstawił swoją formację jako uosobienie oporu wobec unijnych struktur i biurokratycznej dominacji. Podkreślał, iż jego ruch nie wyrósł z wygodnych korytarzy parlamentarnych, ale z ulicy, z niezadowolenia ludzi, którzy nie czuli się już reprezentowani przez elity polityczne. Odwoływał się do symboliki biblijnej – opowieści o Dawidzie i Goliacie – aby pokazać, iż siła nie leży po stronie liczebnej przewagi czy kapitału, ale po stronie determinacji i przekonania.
„Nie jesteśmy tu, żeby prowadzić miłe rozmowy. Jesteśmy tu, bo mamy jasne stanowisko.”
Jego zdaniem globaliści już dawno porzucili wszelkie zasady gry fair. Działają brutalnie i bez skrupułów, nie mając na celu wspólnego dobra, ale własną dominację. Tylko zdecydowana postawa może ich zatrzymać – nie przez kompromisy, ale przez bezpośrednie przeciwstawienie się ich planom.
„Globaliści już dawno przestali się ograniczać. Działają bez zahamowań – według własnych reguł. I tylko od nas zależy, czy ich zatrzymamy, czy przełamiemy ich plany, strategie i taktyki – i wygramy tę walkę o nasze domy.”
Kickl apelował, aby nie dać się wciągnąć w grę narzuconą przez oponentów. Wezwał do politycznego nieposłuszeństwa, które ma być wyrazem suwerenności – nie destrukcji.
W dalszej części przemówienia Kickl odniósł się do Unii Europejskiej, podkreślając, iż obecna forma integracji jest wypaczeniem pierwotnej idei. W jego ocenie Bruksela nie wspiera państw członkowskich, ale je osłabia i podporządkowuje jednej ideologii – oderwanej od rzeczywistości i potrzeb ludzi.
„Unia Europejska nie łączy – ona rozdziela.”
Krytyka Unii miała wymiar nie tylko instytucjonalny, ale przede wszystkim kulturowy. Kickl malował obraz Europy nie jako federacji, ale jako mozaiki narodów, których siła leży w różnorodności, ale też suwerenności.
„Nasze kraje nie są oddziałami zagranicznych korporacji z siedzibą w Brukseli.”
Zgodnie z jego wizją, Europa powinna być wspólnotą ojczyzn, a nie technokratycznym imperium, sterowanym zza zamkniętych drzwi.
W jednym z najbardziej bezpośrednich fragmentów swojego wystąpienia Kickl przeszedł do kwestii migracji. To właśnie ten temat wywołał największy rezonans wśród słuchaczy. Przedstawił go jako problem fundamentalny, uderzający w struktury społeczne, bezpieczeństwo i tożsamość narodową.
„Austria nie jest i nigdy nie powinna być krajem imigracyjnym. Nielegalność nie może się opłacać – ani poprzez prawo pobytu, ani przez świadczenia finansowe.”
Jego zdaniem Europa popełnia błąd, akceptując masową migrację jako coś nieuniknionego lub wręcz korzystnego. Zaproponował zmianę paradygmatu – pomoc tak, ale poza granicami, nie kosztem obywateli własnego państwa.
„Centra pomocy nie mają swojego miejsca w Europie. Powinny znajdować się poza granicami naszego kontynentu.”
Na koniec tej części wyraźnie zaznaczył, iż chodzi mu nie o nienawiść, ale o zasadę sprawiedliwości społecznej – o pierwszeństwo obywateli wobec instytucji państwowych.
„Społeczeństwo należy do swoich obywateli, a nie do obcych, którzy chcą z niego korzystać. To nie jest ksenofobia – to sprawiedliwość.”
W dalszej części wystąpienia Kickl zajął się problemem reprezentacji. Stwierdził, iż współczesne elity polityczne, medialne i gospodarcze nie działają już w interesie zwykłych ludzi. Wręcz przeciwnie – gardzą nimi, ignorują ich potrzeby i starają się ich uciszyć pod pozorem poprawności politycznej.
Z tego powodu Kickl przedstawiał siebie i ruch, który reprezentuje, jako głos tej „cichej większości” – ludzi, którzy pracują, wychowują dzieci, płacą podatki, a mimo to zostali zepchnięci na margines debaty publicznej.
„Nie działamy dla samozwańczych elit, ale dla naszych narodów. Mówić jak większość, myśleć jak większość, działać jak większość – oto nasz obowiązek.”
W tej deklaracji zawierała się obietnica polityczna, ale także coś więcej – ideowe przesłanie: wrócić do podstaw, wsłuchać się w głos społeczeństwa i odrzucić dyktat mniejszości, które narzucają swoje wizje bez demokratycznej legitymacji.
Kickl opisał też, jak ta większość jest wypierana – nie tylko z przestrzeni publicznej, ale z własnych miast i kultur. Proces ten, jak twierdził, jest systemowy, zaplanowany i wspierany przez struktury unijne.
„Zwykli obywatele są wypierani, a ich miejsce zajmują ci, którzy traktują Europę jak all-inclusive club.”
Następnie Kickl przeszedł do roli mediów. Nie traktował ich jako neutralnych przekaźników informacji, ale jako uczestników politycznej gry. Oskarżył dziennikarzy głównego nurtu o wspieranie globalistycznej agendy i kneblowanie alternatywnych głosów.
„Media mainstreamowe są ich duchową maszyną. To one karmią system. To one chronią tę szaloną kastę polityczną.”
W tej metaforze – duchowej maszyny – zawierała się głęboka nieufność do mediów. Kickl nie krył przekonania, iż to właśnie one są kluczowym narzędziem podtrzymywania obecnego porządku, ponieważ potrafią manipulować opinią publiczną i wykluczać tych, którzy myślą inaczej.
Pomimo ostrej krytyki elit i systemu, przemówienie Kickla nie miało charakteru przygnębiającego. Przeciwnie – w jego słowach coraz mocniej wybrzmiewał ton mobilizacji, a choćby nadziei. Podkreślał, iż społeczeństwa europejskie zaczynają się budzić – rozpoznają mechanizmy manipulacji i szukają alternatywy.
„Ludzie coraz częściej się budzą. Zaczynają rozumieć, iż ich życie, ich nadzieje, ich potrzeby nie mają nic wspólnego z tym, co serwują im elity.”
Kickl przekonywał, iż nie jest w tym procesie sam. Według niego to nie jednostkowy bunt, ale kontynentalna fala wolności, która z każdym miesiącem nabiera siły. Jego zdaniem to właśnie w tej oddolnej energii leży prawdziwa siła, a partie takie jak jego mają być jej politycznym wyrazem.
„W tej chwili rozwija się wielka fala wolności, która rozprzestrzenia się po całej Europie.”
W ostatnim fragmencie wystąpienia Kickl uderzył w bardziej emocjonalny ton. Odwołał się do przyszłych pokoleń – dzieci, które jeszcze się nie urodziły, ale które będą musiały żyć w świecie, jaki zostawi im dzisiejsze decyzje polityczne. To był moment, w którym jego przesłanie przekraczało bieżącą walkę partyjną i dotykało kwestii odpowiedzialności historycznej.
„Jesteśmy głosem dla naszych dzieci, które jeszcze się nie urodziły – ale które mają prawo dorastać w zdrowym, bezpiecznym, wolnym i spokojnym domu, w nienaruszonych rodzinach.”
Dla Kickla patriotyzm nie jest już tylko postawą polityczną – jest moralnym obowiązkiem. Tym, co łączy przeszłość z przyszłością, i co daje sens działaniu „tu i teraz”.
„Przyjechaliśmy nie tylko, by zostać. Przyjechaliśmy, by zwyciężyć.”
Na zakończenie swojego przemówienia Herbert Kickl nie próbował łagodzić tonu ani budować iluzji porozumienia. Jego słowa były jednoznacznym wezwaniem do działania. Dla niego ta walka nie toczyła się tylko w parlamencie czy przy urnach wyborczych. Toczyła się w kulturze, w szkołach, w mediach, w codziennych wyborach. Nie była metaforyczna – była rzeczywista.
„Niech żyje silna Europa ojczyzn. Niech żyje czas patriotów. Walczcie, walczcie, walczcie – i pokonajcie globalistów.”
Kickl zakończył, jak zaczął – stanowczo i z przekonaniem. Dla jednych – zbyt radykalnie. Dla innych – w końcu ktoś powiedział to, co myślą miliony. W Budapeszcie nie padły słowa kompromisu. Padły słowa frontu. I wszystko wskazuje na to, iż to dopiero początek.