Niewielu to zauważyło, ale właśnie stoimy u progu kolejnego etapu centralizacji Unii Europejskiej, kontynuującej drogę pozatraktatowego przepoczwarzenia się w superpaństwo.
Formalnie nic się nie zmienia – w unijnych traktatach wszystko pozostaje po staremu. Wciąż teoretycznie obowiązuje zasada delegowania kompetencji, na mocy której Unia ma tylko tyle prerogatyw, ile zgodziły się jej oddać państwa członkowskie. Podobnie z zasadą pomocniczości głoszącą, iż na szczeblu wyższym powinno się rozwiązywać tylko te problemy, których nie da się załatwić na szczeblu niższym, państwowym. Ale zasady sobie, a praktyka sobie. Ta już od lat polega na stopniowym wyjmowaniu krok po kroku kompetencji z rąk państw i przenoszeniu ich na poziom Brukseli dzięki kolejnych dyrektyw, rozporządzeń i wyroków TSUE skutecznie „falandyzujących” zapisy Traktatu Lizbońskiego.
Tym razem w charakterze lodołamacza kruszącego suwerenność państw członkowskich postanowiono użyć następnej perspektywy budżetowej UE. Przede wszystkim, proponowane Wieloletnie Ramy Finansowe na lata 2028-2034 mają ulec dalece posuniętej konsolidacji. Zamiast dotychczasowych ok. 540 różnych unijnych polityk i programów powstanie 27 Narodowych i Regionalnych Planów Partnerstwa. Samo w sobie rozwiązanie to może choćby nie byłoby złe, szkopuł jednak w intencjach przyświecających tej radykalnej reformie unijnych funduszy. Otóż konsolidacja europejskiego budżetu została całościowo powiązana ze znaną nam już zasadą „pieniądze za praworządność”. Do tej pory funkcjonowała ona fragmentarycznie (np. w odniesieniu do KPO), ale ponieważ w opinii brukselskich mandarynów sprawdziła się jako narzędzie nacisku skutecznie dyscyplinujące takie kraje jak Polska, więc postanowiono zastosować ją całościowo, w odniesieniu do wszystkich eurofunduszy. Mówiąc obrazowo: eksperymenty na poligonie doświadczalnym, jakim były warunki przyznawania środków z mechanizmu Next Generation EU przebiegły pomyślnie? Pora więc wdrożyć przetestowane rozwiązania na skalę masową!
Szukasz nowego domu, inwestycji, stylu życia? Z Agentem HMTV to proste! @PatrickNey
Według przedstawionego przez Komisję Europejską projektu, wypłaty we wszystkich 27 obszarach Planów Partnerstwa zostaną uzależnione od przestrzegania zasad praworządności, wdrażania narzuconych przez Unię reform oraz przestrzegania Karty Praw Podstawowych. W oczywisty sposób daje to do ręki unijnej centrali oręż w postaci niczym nie ograniczonego finansowego szantażu, bowiem owe „zasady praworządności”, ocena postępu w realizacji reform, nie wspominając już o Karcie Praw Podstawowych, będą podlegały czysto uznaniowej interpretacji eurokomisarzy. Biorąc pod uwagę jednoznaczną, lewicowo-liberalną polityczną i ideologiczną orientację Brukseli, można z góry założyć, iż fundusze będą przyznawane bądź odbierane „po uważaniu” – właśnie wedle wspomnianego polityczno-ideologicznego klucza. Innymi słowy, wydzielanie środków będzie zależało nie tyle od tego, czy dane państwo faktycznie jest praworządne, ale od tego kto w nim rządzi.
Tę arbitralność brukselskiego szantażu zdążyliśmy już odczuć na własnej skórze w co najmniej dwóch przypadkach. W mikroskali dotyczyło to samorządów, które ośmieliły się przyjąć deklaracje w obronie tradycyjnej rodziny. Zwróćmy uwagę – to nie były choćby akty prawne w ścisłym rozumieniu tego pojęcia, ale jedynie oświadczenia światopoglądowe. To jednak wystarczyło unijnym urzędnikom, by wstrzymywać samorządom wypłaty, wskutek czego zaczęły się one jedne po drugich wycofywać z „nieprawomyślnych” deklaracji. Drugi przykład, znacznie poważniejszy, to blokada środków z KPO. Polski rząd poczynił szereg uzgodnionych z Brukselą ustępstw, zaakceptował absurdalne „kamienie milowe” – a mimo to pieniądze wciąż pozostawały zamrożone. Odmrożono je dopiero wtedy, gdy Polacy zagłosowali „jak trzeba” oddając władzę w ręce tych, których życzyła sobie Bruksela. Wtedy nagle okazało się, iż polska praworządność jest na adekwatnym kursie, pomimo tego, iż prawo nie zmieniło się choćby o jotę.
Zamiar dyscyplinowania i szantażowania niepokornych niemal otwartym tekstem ujawnił Komisarz ds. sprawiedliwości, praworządności i demokracji Michael McGrath w wywiadzie dla „Deutsche Welle”, oznajmiając: „Ani jedno euro nie zostanie przekazane krajom, w których nie przestrzega się praworządności”. Szczególnie interesująco wygląda to w odniesieniu do Karty Praw Podstawowych, gdyż Polska skorzystała z tzw. protokołu brytyjskiego, czyli klauzuli „opt-out” zastrzegając sobie m.in. wyłączenie spod jurysdykcji TSUE w sprawie zapisów Karty oraz stosowania części jej przepisów. Czy Komisja Europejska będzie tę klauzulę honorować? Z drugiej strony: czy KE zdecyduje się uruchomić finansowe sankcje wobec Niemiec, gdzie sędziowie nie mają immunitetów, na szczeblu federalnym powołują ich polityczne gremia, a w landach przeważnie czynią to lokalni ministrowie sprawiedliwości? Oba pytania są retoryczne. W praktyce będzie obowiązywała znana nam dobrze reguła: kasa za praworządność „tak jak my ją rozumiemy”.













