W święto Wojska Polskiego na placu Piłsudskiego budził obok wzniosłych też mniej jednoznaczne wspomnienia. Symetrycznie do Naczelnika, patrzącego z zamyśleniem na swoich żołnierzy, stoi człowiek w dobrze skrojonym garniturze, którego zasług ani dla niepodległości, ani dla wojska nie da się porównać z pierwszym. Dzieli je odległość kosmiczna. Są na pomniku Nieznanego Żołnierza wyryte chlubne zwycięstwa i bolesne klęski, ale jedne i drugie zostały odniesione z bronią w ręku. Druga postać kroczy ku czemu? Ku ponurej bryle, upamiętniającej kwiat polskiego świata politycznego, wpakowany niebacznie do jednego samolotu, który z wyżyny patosu runął w proch z oderwanym skrzydłem. Ku miejscu, które od razu stało się polem gorszących awantur, głębokiej bruzdy, która na dziesięciolecia podzieliła Polaków. A przecież skład pasażerów świadczył o czymś innym. Był wśród nich Ryszard Kaczorowski, symbol złączenia emigracji z krajem. I już zawsze będzie pulsowała w żyłach myśl, iż wystarczyła jedna komenda, aby ich wszystkich ocalić: Gęsta mgła, zawracamy!
Tak, nikt tego nie zmieni, przyćmiony został blask Placu. Czy z czasem pamięć się zatrze i Grób znów zajaśnieje?