Moscow declares war on virtual blocks. This is how it embarrasses itself on its own accord. 'The Russian state is stuck in the erstwhile century.'

news.5v.pl 5 hours ago

Zablokowanie platformy gamingowej Roblox po raz kolejny potwierdziło, iż rosyjskie państwo utknęło w poprzednim stuleciu. Dorośli potrafią tłumić swoje niezadowolenie i czekać na lepsze czasy, które nigdy nie nadejdą, ale dzieci nie mają takich umiejętności. Rzecznik Kremla, Dmitrij Pieskow, powiedział, iż „wiele dzieci” zgłosiło się na coroczną konferencję prasową prezydenta pod koniec roku, by wyrazić swoje niezadowolenie z powodu zakazu korzystania z Robloksa.

Roblox pozwala użytkownikom na wspólną zabawę online w grach tworzonych przez nich samych. Ryzyka są dobrze znane: w świetle prawa wielu państw tak duże zaangażowanie może ocierać się o wyzysk pracy dzieci. Co ważniejsze, te wirtualne światy łatwo przenikają dorośli o złych intencjach, podszywający się pod dzieci.

Dzień po wprowadzeniu zakazu Jekatierina Mizulina — szefowa Ligi Bezpiecznego Internetu i etatowa demaskatorka — wykorzystała sytuację do autopromocji, twierdząc, iż otrzymała dziesiątki tysięcy listów od załamanych dzieci. Sam deweloper Robloksa wydał choćby oświadczenie, iż jest gotów zrobić wszystko, by poprawić bezpieczeństwo i dostosować się do lokalnych przepisów.

Pomijając teatralne wystąpienia Mizuliny, dzieci raczej nie usiądą potulnie do analogowych planszówek. Kampania budowania „suwerennego internetu” — czyszczenia niewygodnych stron i kierowania całego ruchu przez państwowy komunikator Maxjest zresztą większym zagrożeniem dla osób po pięćdziesiątce. W tej grupie wiekowej wiele osób nie potrafi lub nie chce nauczyć się korzystać z nowych technologii, a potem naciska na innych, by się do nich dostosowali — na przykład żądają, by ich dzieci za granicą zainstalowały Max, bo sami nie chcą korzystać z VPN.


Dalszy ciąg artykułu pod materiałem wideo

Trudno wyobrazić sobie życie we współczesnej Rosji bez narzędzi pozwalających omijać cenzurę internetową. To nieustanna, kafkowska walka: Roskomnadzor blokuje dostęp na wszystkie strony, programiści od VPN-ów wymyślają coraz sprytniejsze sposoby obejścia tych utrudnień, a sklepy z aplikacjami na żądanie urzędu usuwają produkty, by natychmiast wprowadzić na ich miejsce inne, niemal identyczne.

Im młodszy użytkownik internetu, tym większa szansa, iż znajdzie to, czego potrzebuje. Największy problem to przekonać rodziców, by zgodzili się zapłacić za najlepsze usługi. Natomiast dzieci, które Mizulina jakoby chroni, doskonale poradzą sobie bez niej.

Tak do Rosji powróciło radzieckie dwójmyślenie

Rosja zaczęła budować podstawy prawne niekonstytucyjnej cenzury już w 2008 r., gdy Władimir Putin przekazał prezydenturę Dmitrijowi Miedwiediewowi. Ten podpisał dekret przekształcający Federalną Służbę Nadzoru w Sferze Komunikacji Masowej, Łączności i Ochrony Dziedzictwa Kulturowego (czy ktoś jeszcze pamięta ten idiotyczny skrót — Rosswiassochrankultura?) w bardziej wyspecjalizowaną instytucję: Roskomnadzor.

Ten niewielki człowiek, którego kariera rozciąga się od selfie w windzie po pijackie incydenty na X, bywa dziś wspominany jako reformator — przynajmniej w porównaniu z Putinem. To jednak za jego krótkiej prezydentury uchwalono niesławną ustawę o ograniczeniach internetu z 2012 r.

W 2014 r. w czasie aneksji Krymu i zestrzelenia samolotu Malaysia Airlines MH17, deputowany Dumy Państwowej Andriej Ługowoj zaproponował blokowanie stron internetowych bez decyzji sądu. W tym momencie de facto w Rosji wprowadzono cenzurę.

Dawna różnorodność opinii publicznej gwałtownie odeszła w niepamięć. Powróciło radzieckie dwójmyślenie: swoje poglądy lepiej było zachować dla siebie, a opór wobec narzuconej jednomyślności miał charakter bierny. Jednocześnie władze nie przestawały — i nie przestają — używać retoryki demokracji i wolności słowa, tym samym kompromitując te pojęcia.

Chłopiec grający na Robloksie. Zdjęcie ilustracyjneShutterstock

W 2018 r. amerykańska organizacja Freedom House umieściła Rosję na 53. miejscu wśród 65 państw pod względem wolności internetu. To właśnie wtedy Roskomnadzor próbował zablokować Telegram, który paradoksalnie tylko zyskał na popularności dzięki restrykcjom wobec wolności słowa.

Dzieci pokazują smutnym biurokratom figę z makiem

Najpierw była Generacja Z, teraz Generacja Alfa, dla której życie w sieci jest równie realne, jak kontakty z rówieśnikami w szkole. Patrzą na biurokratów w tandetnych marynarkach, którzy twierdzą, iż cenzura jest „dla ich dobra”, dokładnie z takim politowaniem, na jakie ci urzędnicy zasługują.

Oczywiście, bezimienni urzędnicy w szarych garniturach potrafią wyrządzić prawdziwe szkody. To oni umożliwili atak na Ukrainę, traktując ludzkie życie jak rozgrywkę w strzelance. Wszystko, czego dotkną, zamieniają w papkę — przy okazji systematycznie otumaniając lojalnych obywateli.

Tymczasem to właśnie dzieci — które ci urzędnicy wciąż zbywają jako nic nierozumiejące brzące — potrafią, samym sposobem życia, pokazać im figę z makiem. I to już się dzieje.

Rosyjscy urzędnicy zawsze wyglądali na niepoważnych. Ale w czasie wojny na pełną skalę jeszcze nigdy nie byli aż tak śmieszni. W czasach pokoju taka degrengolada mogłaby wywołać uśmiech u tych, którzy jeszcze myślą. Dziś nie ma się z czego śmiać: skostniali decydenci mają plany, od których włos się jeży. Jednak bez względu na to, jakiego spustoszenia dokonują w swoim zardzewiałym świecie krwi, brudu i tzw. tradycyjnych wartości, cyfrowy świat wciąż nie należy wyłącznie do nich.

Read Entire Article